To tylko zwykła Lalka

Tej samej nocy, gdy Angelika powoli zaczęła ochłonąć, udała się do parku, by usiąść niedaleko fontanny. Jej umysł był ciężki od myśli, a serce wciąż tłoczyło się pełne niepokoju. Emocje dały upust wszystkiemu, i teraz, siedząc na zimnej ławce, ponownie płakała intensywnie. Miała dość tego wszystkiego. Tego, że dała się upić przez kolegów, że wybuchnęła złością. Tego, że wszystko, co próbowała zbudować, zaczynało się sypać. Próbowała powstrzymać łzy, ale nie potrafiła.
Czuła, że to nie miało sensu.
Zawiał chłodniejszy powiew wiatru, a dziewczyna zadrżała, poczuwszy się jeszcze bardziej samotna. Wtedy nagle, w tej ciszy, poczuła, że ktoś jest w pobliżu. Odwróciła głowę, ale za pierwszym razem niczego nie dostrzegła. Dopiero potem, kiedy jej wzrok padł na stojącą przy brzegu fontanny brązowowłosą lalkę, wstrzymała oddech. To była ta sama lalka, którą widziała u tej gothki, z którą dzieliła pokój w akademiku.
Serce Angeliki zaczęło bić szybciej. Złość znów zaczęła się w niej tlić.
To niemożliwe… jak ona tu się znalazła? Przecież nie miała prawa. Czemu teraz, kiedy wszystko było już tak przytłaczające?
Wciąż jeszcze pod wpływem emocji, wzięła leżący obok buta, kamień i cisnęła nim w lalkę.
Obraz jej twarzy wykrzywił się od gniewu, ale zaraz po tym poczuła, jak jej własna wściekłość przekształca się w… coś innego.
Lalka, na którą trafił kamień, zachwiała się i upadła na ziemię. Kiedy jej porcelanowa głowa uderzyła w twardą powierzchnię chodnika, Angelika usłyszała przeraźliwy dźwięk łamanej porcelany, jakby coś, co było kiedyś piękne, właśnie rozpadło się w drobny pył. W jej sercu coś pękło.
- O nie! - krzyknęła, jej głos był pełen paniki, jakby wszystko, co zdążyła zbudować, miało się w tej chwili zniszczyć na zawsze. Zatrzymała się w miejscu, a jej ciało zadrżało, choć serce biło już
w niepohamowanej panice.
- Nie, nie, nie... - mówiła, podchodząc pospiesznie w stronę rozbitej lalki. Z przerażeniem patrzyła na drobne kawałki porcelany rozsypane po ziemi. Podniosła jeden z nich, ale jej ręce trzęsły się tak bardzo, że nie mogła złapać wszystkich kawałków. Starała się zebrać resztki, ale im bardziej się starała, tym bardziej czuła, jak ogromny ciężar tej chwili ją przygniata. W głowie kłębiły się myśli, które na moment zgasły w całkowitej ciemności. „Co ja zrobiłam?”
Ból nagle rozdarł jej głowę, jakby ktoś uderzył ją z całej siły. Zesztywniała, a świat wokół niej zaczynał się rozmazywać, jakby znikający w mgle. Próbowała złapać oddech, ale w głowie huczało, a jej myśli były jak fragmenty porozrzucane na wietrze. Czuła, jak tracąca równowagę, nie miała już siły się podnieść. To wszystko zniknęło. Zanim zdołała poczuć czyjeś ręce lub cokolwiek, co mogłoby ją uratować, zderzyła się z ziemią. W sekundzie, która wydawała się wiecznością, straciła przytomność, a cisza, która ją otoczyła, stawała się coraz głębsza.



Nie wiedziała, ile minęło czasu, nim z trudem otworzyła oczy. Ból pulsował w jej czaszce, jakby ktoś wbijał w nią rozgrzane igły. Nawet mrugnięcie było trudne, jakby powieki miały ważyć tonę. Przez chwilę jej ciało było kompletnie obce—nie należało do niej, było ciężkie, sztywne. Miała wrażenie, że jest zanurzona w czymś gęstym, duszącym, jak w letargu, z którego nie mogła się wyrwać.

Ale w końcu usiadła. Mozolnie, powoli, walcząc z pulsującym bólem. Oddychała ciężko, jakby całe powietrze w pokoju było zgniłe, duszące, nie pozwalające dotlenić umysłu. Rozejrzała się. Serce zabiło szybciej.
Znała ten pokój. To był ich pokój.
Tylko… jak się tutaj znalazła? Przecież była w parku… prawda?
Zaraz, zaraz. To się nie trzymało kupy. Jej ciało zadrżało, gdy usiłowała sobie przypomnieć ostatnie chwile przed tym, jak zapadła w ciemność. Fontanna. Lalka. Roztrzaskana porcelana. Potem… ból.
Coś poruszyło się w kącie pokoju.
Angelika wstrzymała oddech.
Z ciemności wyłonił się cień. Najpierw nie miała pewności, czy to tylko gra świateł, czy faktycznie ktoś tam stoi, ale im dłużej się wpatrywała, tym bardziej postać nabierała kształtów. Twarz. Włosy. Sylwetka -Marta !
Jej współlokatorka.
A jednak… coś było nie tak.
Angelika poczuła, jak skóra na karku jej cierpnie. Marta stała zbyt sztywno, za bardzo wyprostowana. Jej ciało nie poruszało się naturalnie, wyglądała jak kukła, jak manekin, który dopiero co nauczył się imitować ludzkie ruchy. Jej oczy… były puste. Jakby martwe. Jakby nic w nich nie było, żadnej iskry, żadnej emocji.
To był sen. Musiał być.
- Ja... przepraszam za moje zachowanie... - jej własny głos zabrzmiał słabo, łamiąco, jakby ledwo mogła zmusić się do wydobycia z siebie dźwięku.
Brak odpowiedzi. Dopiero teraz dostrzegła, że Marta coś trzyma w dłoniach.
Lalkę.
Dokładnie tę samą, którą Angelika roztrzaskała przy fontannie.
Jej żołądek zacisnął się w supeł. „To nie był sen...”
Zaczęła oddychać szybciej.
-Przepraszam… - powtórzyła, tym razem ciszej, jakby bała się, że wypowiadając te słowa, coś jeszcze bardziej pogorszy.
Marta w końcu się odezwała. Ale jej głos…Był zły.
Nie pasował do niej. Brzmiał dziwnie, nienaturalnie, jakby słowa nie przechodziły przez jej gardło, tylko były odtwarzane, jakby ktoś recytował je z zaciętej taśmy magnetofonowej.
- Widzisz, co jej zrobiłaś?... To ją boli...
Każde słowo wbijało się w mózg Angeliki jak małe, lodowate igły.
- C… co? N… nie rozumiem. To tylko lalka…
Nie dokończyła.
Marta upuściła zabawkę.
Porcelanowa główka roztrzaskała się o podłogę, a dźwięk był tak ostry, tak nieprzyjemny, że aż podskoczyła na łóżku. Jej serce waliło teraz tak mocno, że czuła je aż w gardle.
Marta… nie, to COŚ, co wyglądało jak Marta, znów zaczęło mówić. Ale tym razem jej głos stał się jeszcze bardziej pusty, monotonny, jakby była w transie.
- Szydzili z niej. Upokarzali. Ale ona nic nie zrobiła…
Angelika poczuła, jak po plecach przebiega jej lodowaty dreszcz.
-… a teraz przyszła pora na karę...
Słowo „kara” odbiło się echem w jej czaszce.
Angelika powoli przesunęła się na skraj łóżka. Każdy instynkt w jej ciele krzyczał, by uciekać.
Marta odwróciła się i wzięła coś ze stołu. Nóż.
Zwykły kuchenny nóż.
Ale w jej dłoniach wyglądał… inaczej. Nie jak zwykłe narzędzie, a coś więcej. Coś, co istniało tylko po to, by zadać ból.
- C… co chcesz zrobić? - głos Angeliki drżał. Dopiero teraz dostrzegła ten obcy chłód w oczach Marty. Nie było tam strachu, ani wściekłości. Ani człowieczeństwa.
Tylko pustka. A potem Marta ruszyła.
Skoczyła na nią, wymachując nożem z brutalnością, która nie pasowała do jej drobnej sylwetki. Angelika wrzasnęła i odruchowo odskoczyła, ratując się w ostatniej chwili. Ostrze przecięło powietrze tuż przy jej skórze.
- Oszalałaś!!! - wrzasnęła, biegnąc w stronę drzwi.
Marta rzuciła się za nią.
Następny cios był celniejszy.
Angelika poczuła, jak ostrze prześlizguje się po jej ramieniu. Ból eksplodował, a strużka ciepłej krwi spłynęła po skórze.
- KAAA WA! AAAAA! BOLI! - krzyknęła, czując, jak nogi niemal się pod nią uginają.
Ale nie mogła się zatrzymać.
Kolejne uderzenie. Tym razem ostrze musnęło jej bok, pozostawiając kolejną bolesną ranę.
Ból palił, ale adrenalina pchała ją naprzód.
Dopadła do drzwi, szarpnęła klamkę, otworzyła je i wybiegła na korytarz.
Krzyczała.
Wrzeszczała tak głośno, że gardło paliło ją od środka.
Ale nikt nie wyszedł.
Nikt nawet nie drgnął.
Drzwi do innych pokoi były zamknięte. Cisza.
Tak, jakby… Nikt jej nie słyszał.
Jakby była tutaj zupełnie sama.
- Dlaczego?! - pomyślała w panice.

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.