Na zachodnim krańcu Myriady znajdował się przystanek: wiata z kutego żelaza, a pod nią ławeczka. Wszystko obok szerokiej szosy leżącej w płytkim wąwozie porośniętym puszystą, zieloną trawą. Dalej nie było nic, bardzo długo nic, jeśli nie licząc nielicznych małych, sennych i spokojnych wiosek, dopóki nie zaczynało się Podgórze.
Jedynym powodem, dla którego przystanek istniał, był wznoszący się na szczycie wąwozu ogromny monument wykuty z ciemnoszarego kamienia, przedstawiający cztery smukłe postacie trzymające się w kręgu za ręce. W ciemnobłękitnym świetle przedświtu można je było wziąć za drzemiących olbrzymów.
W dni inne niż Święto Ocalenie zatrzymywał się tu tylko jeden autobus, dalej docierający do podmiejskich wiosek i łączący je z ogromną Myriadą.
O tak wczesnej porze jednak mało kto wypuszczał się na takie odludzie. Właściwie była to tylko jedna osoba, nie licząc kierowcy, który w myślach przeklinał Zarząd Komunikacji Miejskiej za utrzymywanie kuriozalnego kursu Osiedle Przy Placu - Zapomnicze Dalsze o trzeciej nad ranem (przez co on, kierowca, musiał zarywać noce), nie zdając sobie sprawy, jak ważnym w tym momencie było istnienie tego kursu dla jego jedynej pasażerki.
Akka siedziała na tylnej ławeczce pojazdu i prawie trzęsła się z podekscytowania. Już samotna wyprawa na krańce miasta przed świtem była dla niej przygodą, a przecież u celu mogło na nią czekać coś o wiele jeszcze bardziej niezwykłego... nowa szkoła. Nowe życie. Tajemnica. Legenda. Spełnienie marzeń? Przez godzinę, którą zajęło jej dojechanie tu spod domu, w jej mózgu zdążyło powstać tysiące wyobrażeń Liceum numer 13, każde wspanialsze od poprzedniego. Obawiała się tylko dwóch rzeczy: że mogą jej nie przyjąć albo że ta szkoła tak naprawdę nie istnieje, że faktycznie jest tylko legendą...
Pierwszej ewentualności postarała się zapobiec, przygotowując się na ten dzień naprawdę perfekcyjnie: świeżo wyprana granatowa sukienka z nakrochmalonym białym kołnierzykiem, starannie podciągnięte podkolanówki, dwa warkocze związane białymi wstążkami, zaplecione tak gładko, że nie sterczał z nich żaden włosek, uczesana i podkręcona grzywka, wypastowane buty, przycięte paznokcie, czysta, niepoplamiona farbami i tuszem torba, a w niej nowa teczka ze starannie poukładanym plikiem świadectw i rekomendacji wymaganych w każdej Myriadańskiej szkole, trzydzieści razy ćwiczona rozmowa z dyrekcją.
O drugiej wolała na razie nie myśleć. Oznaczałaby ona, że jej ulubiony nauczyciel albo się mylił albo ją okłamał, co nie mieściło jej się w głowie.
Kiedy autobus się zatrzymał, życzyła kierowcy miłego dnia i wyszła na przystanek. Nabrała w płuca chłodnego, jeszcze nocnego powietrza przesyconego zapachem traw i od razu poprawił jej się humor. Nie powinna się zadręczać obawami! Teraz musi wspiąć się na wzniesienie, na którym stoi pomnik.
Po chwili nocna rosa pokrywająca trawę kompletnie przemoczyła jej eleganckie buty, ale nie przejmowała się tym. Czuła się trochę jak w Święto Ocalenia, kiedy cała Myriada zbierała się na łąkach otaczających Pomnik (albo innych terenach podmiejskich, bo nie wszyscy mieszkańcy miasta zmieściliby się w okolicach Pomnika, ale rodzina Akki trzymała się starej tradycji) żeby rozłożyć obrusy na miękkiej, zielonej trawie i zjeść tradycyjny Ostatni Posiłek złożony z tego wszystkiego, co akurat mieli w domu tego dnia (Akka zawsze dokładała wszelkich starań, żeby tego dnia mieć w domu odpowiednią ilość bułeczek z kremem rodzynkowym) a o zachodzie słońca powstać z ziemi i zanucić krótką melodię bez słów, którą znał każdy w Myriadzie i większość Międzymorza, chociaż nikt jej nigdy nie zapisał i była przekazywana kolejnym pokoleniom od czasów, których nikt już nie pamiętał jedynie ustnie... Chór tysięcy ludzi w ostatnich promieniach słońca był według Akki jednym z najbardziej wzruszających zjawisk, jakie istniały na świecie.
Dziewczyna szybko dotarła do szczytu łagodnego wzniesienia i znalazła się u stóp kamiennego pomnika, ponoć niemal tak starego jak melodia.
Było ich czworo i przybyli, kiedy zgasła ostatnia nadzieja – tak głosiła legenda tak stara, że niektórzy mieszkańcy miasta przestawali w nią wierzyć. A Akka przyszła tutaj w nadziei na ziszczenie się innej legendy...
Niebo na wschodzie z ciemnoniebieskiego stawało się już fioletowe, kiedy usiadła pod posągiem i zaczęła się zastanawiać, co dalej.
Jadąc tu, liczyła, że na miejscu będzie czekał ktoś, kto zaprowadzi ją do tajemniczej szkoły albo chociaż jakiś znak (samego budynku oczywiście się nie spodziewała – okolice Pomnika, choć odludne, były przecież odwiedzane co najmniej raz do roku i nawet mała budowla nie mogłaby pozostać przez nikogo niezauważona), przeszukała jednak okolice wzniesienia i nikogo ani niczego takiego nie znalazła.
To jeszcze nic nie znaczyło. Technicznie rzecz biorąc, świt trwa do wschodu słońca, a do tego momentu zostało jeszcze trochę czasu. Może ktoś lub coś się zjawi?
W tym czasie może spróbować narysować tę stokrotkę...
Usłyszała kroki. Bardzo szybkie – ktoś musiał biec... w górę wzniesienia, od drugiej strony niż droga. Kto to może być?
Przez moment pomyślała, że to może jej przewodnik biegnie spóźniony.
Zanim zdążyła wstać, żeby to sprawdzić, źródło hałasu samo pojawiło się w zasięgu jej wzroku, krzyknęło "Wygrałam!" i rzuciło się w trawę na plecy, dysząc ciężko.
Była to nastolatka, wyraźnie młodsza od Akki, wyróżniająca się już na pierwszy rzut oka burzą drobnych, brązowych loków na głowie, parą ciężkich butów i noszoną zazwyczaj przez mieszkańców Podgórza bluzą z grubego płótna w kolorze jaskrawożółtym.
Nie wyglądała, jakby miała jej pomóc... Raczej tak, jakby sama potrzebowała pomocy.
Akka chciała coś powiedzieć, ale ubiegła ją kolejna postać, powoli wyłaniająca się zza krawędzi wzniesienia.
—Co niby wygrałaś!? Mówiłem, że się z tobą nie ścigam! —Wołał wysoki, chudy i wyraźnie niezadowolony chłopak. —Lepiej mi powiedz, gdzie ty tu do cholery widzisz jakąś szkołę! O, może ty wiesz, gdzie jest?
Akka dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że mówił do niej. A więc ktoś poza nią uwierzył w legendę... to dawało pewną nadzieję. Jeśli ta nadzieja się ziści, właśnie ma przed sobą swoich nowych kolegów z klasy... o ile w legendarnych szkołach nie działa to inaczej.
—Chodzi o liceum? Niestety, też nie mogę go znaleźć. —Odparła.
Chłopak nie wyglądał na zaskoczonego.
—Nie przejmujcie się, na pewno gdzieś tu jest! —Pocieszyła ich dziewczyna w żółtej bluzie podnosząc się z ziemi. —A tak w ogóle to cześć, jestem Hester.
—Akka. —Przedstawiła się Akka i uścisnęła dłoń, którą Hester wyciągnęła w jej stronę. Dłoń była sucha, zimna i miała krótko przycięte paznokcie.
—A ten zrzęda za mną to Ryan. —Kontynuowała Hester, jakby imię jej nowej znajomej nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. —Jakby cię próbował obrazić, to trzepnij go w ucho. Zawsze działa.
—Nie słuchaj jej. —Mruknął Ryan. —Jeśli mamy znaleźć tę szkołę, to najpierw musimy znaleźć kogoś, kto wie o niej trochę więcej od nas...
—Hej! A gdzie jest Enika? —Hester rozejrzała się niespokojnie naokoło.
—Enika? —Ryan wyglądał na równie poinformowanego o istnieniu jakiejkolwiek Eniki jak Akka.
Hester westchnęła.
—Nie mów mi, że znów zapomniałeś o Enice! Enika idzie z nami tutaj już od trzech dni, a ten debil nadal zapomina, że ona istnieje.
—Sama o tym czasem zapominasz! —Oburzył się Ryan. —Jeśli ona nadal będzie tak znikać...
—Tu jestem.
Akka aż się wzdrygnęła —Głos dochodził zza jej pleców, z miejsca, które, mogłaby przysiąc, było puste... odwróciła się i jej oczy spotkały się z inną parą oczu —W nienaturalnym odcieniu między zielenią a błękitem i bardzo skośnych – Akka była pewna, że nigdy takich nie widziała.
Dopiero w następnym momencie zauważyła, że oczy znajdują się na jasnej twarzy obsypanej piegami i zwieńczonej rudymi włosami zaplecionymi w dwa warkocze. Zarówno rysy twarzy, jak i cała reszta dziewczyny zdawały jej się wyjątkowo obce... próbowała jej się dokładniej przyjrzeć i zrozumieć, dlaczego, ale częścią problemu było dziwne uczucie, podobne temu, kiedy przypadkiem zaczynała dostrzegać czubek własnego nosa. Jakby jej umysł usilnie próbował zlekceważyć obraz Eniki, kimkolwiek była.
Kimkolwiek była, jej twarz wyrażała w tym momencie rezygnację i rozczarowanie.
—Rozumiem. —Enika odwróciła się, spuściła głowę i odeszła gdzieś na bok.
—Wcale nie rozumiesz! —Hester była oburzona, wręcz wściekła. —To nie nasza wina, że cię ciągle niezauważamy!... Ech, po co ja w ogóle do niej mówię, pewnie i tak nie słucha. Albo gorzej, słucha i zaraz znów się odezwie i obrazi, i wróci dopiero na obiad! Najgorsze jest to, że tylko ona z naszej trójki umie dobrze gotować!
—Nieważne. —Stwierdził Ryan. —Z Eniką czy bez, musimy się dowiedzieć, gdzie jest ta szkoła. Nie wlokłem się tu taki kawał drogi tylko po to, żeby zobaczyć sobie jakąś rzeźbę! —Wskazał z jawną pogardą Pomnik Tych, Którzy Odeszli... i został trzepnięty w ucho.
—Ejejejej! —Hester popatrzyła na niego groźnie. —Trochę szacunku dla Przedwiecznych! To, że w nich nie wierzysz, że istnieją, nie znaczy jeszcze, że powinieneś ich obrażać! Wystarczy, że pokłóciłeś się o to z pięcioma Strażnikami Pamięci, których spotkaliśmy po drodze. I nie zaczynaj nawet tematu, jak bardzo nie lubisz Strażników Pamięci! —Uprzedziła, kiedy Ryan otworzył usta, żeby coś powiedzieć. —No, chodźmy szukać tej szkoły. —To powiedziawszy, udała się w losowo wybranym kierunku, a Ryan, Akka i być może Enika bez słowa poszli za nią.
***
Słońce było już całkiem wysoko, a oni nadal nic nie znaleźli...
—I tu też nic nie ma! —Poskarżyła się Hester. —To chyba ostatni zakamar, w którym mogło być ukryte tajne przejście!
Na początku poszukiwań bardzo szybko doszli do wniosku, że osławione liceum może się mieścić pod ziemią, a wejście do niego jest dobrze zakamuflowane i być może nawet znalezienie go jest sprawdzianem dla potencjalnych kandydatów.
Teraz jednak byli coraz mniej przekonani do tej teorii.
—Sprawdziłam na drzewach, tam też nic nie ma. —Enika chwilowo postanowiła się objawić. Akka znała ją jedynie kilka godzin, a mimo to zdążyła przywyknąć do jej nagłych zniknięć i powrotów. Zaczynała podejrzewać, że Enika pochodzi z Zachodnich Równin – tam żyją wszystkie magiczne istoty... tylko że z tego, co pamiętała, żadna z nich nie zachowywała się w ten sposób. Z drugiej strony Akka ma słabą pamięć.
—Na drzewach? —Zdziwiła się teraz.
—Za wejście mogłaby służyć odpowiednio duża dziupla. —Wyjaśniła ich zwykle niezauważana znajoma. —Ale chyba nie służy. Drzew tu jest niedużo, dziuple znalazłam w trzech i nie ma w nich nic ciekawego.
—Ciekawe, ciekawe... —Ryan wydawał się mimo wszystko być pod wrażeniem jej rozumowania – jego głos brzmiał mniej lekceważąco niż zwykle. —To mi podsuwa inny pomysł. Akka, nie wiesz może, czy nie ma tu gdzieś jakichś portali do innych wymiarów? Nie patrz tak na mnie, przecież widać po twoim nakrochmalonym wdzianku, że nie przyszłaś tu z daleka. Musisz mieszkać w Myriadzie.
—Chodzi ci pewnie o Przepięcia Efektu? —Odpowiedziała niedoszła eksplorerka trochę bardziej obrażonym tonem, niż zamierzała. Słowa chłopaka o nakrochmalonym wdzianku dziwnie ją ubodły. —Jest jedno, chociaż według twierdzenia Hahna-Meccina powinno być dużo więcej. Niestety, Efekt Myriady ciągle wymyka się twierdzeniom i wzorom...
Musiała sama przed sobą przyznać, że zamierzała onieśmielić Ryana wiedzą specjalistyczną. Przynajmniej tą namiastką, która została jej w głowie po nieukończonej szkole obowiązkowej...
Ryan nie dał się onieśmielić.
—Dobra, dobra, nie musisz się zaraz wymądrzać! Lepiej sprawdźmy, czy naszej szkoły nie ma w środku!
Akka pokręciła głową.
—Nie sądzę. To jedna z najkrótszych ścieżek w całym Efekcie, trzy bardzo mało rozległe warstwy bez rozgałęzień. Jest przebadana w najdrobniejszych szczegółach i w zasadzie służy już tylko jako pole ćwiczeń dla uczniów. Byłam tam nawet z klasą, warstwy są bardzo ładne, ale nie ma w nich żadnej szkoły.
—E tam, gadanie! —Ryan umiał machać ręką w sposób tak pogardliwy, że brak szacunku czuć było w powietrzu. —Nikt tam nie szukał szkoły, to nie znaleźli! Założę się, że my ją tam znajdziemy bez problemu!
***
Nie znaleźli. Akka podejrzewała, że nawet Ryan nie wierzył w powodzenie swojego planu, chciał po prostu zobaczyć sławny Efekt Myriady.
To, co dla niej jest normalnym elementem rzeczywistości, dla przynajmniej połowy świata stanowi atrakcję turystyczną, opisywaną w książkach jako jeden z cudów natury i zagadek istnienia... Słyszała, że poza Myriadą Efekt też jest obserwowalny, ale nigdy na taką skalę. Może jakaś ulica wydłuży się nieproporcjonalne do otoczenia, może jakieś drzwi prowadzą gdzie indziej niż powinny, ale nic poza tym.
Przynajmniej nie zmarnowali na to dużo czasu – z trzech warstw pierwsza jest łąką porośniętą drobnymi białymi kwiatkami pod zawsze ciemnym, zasnutym chmurami niebem, wokół której rozpościera się morze białej, gęstej mgły. Wejście w tę mgłę powoduje przedostanie się do drugiej warstwy, jaskini pokrytej czymś lepkim i śliskim (Akka wiedziała, że skład substancji został już dawno przebadany i wskazywał na coś w rodzaju krwi ze światłozielenią zamiast normalnego rdzenia w białku żelazonośnym, ale wolała nie mówić o tym reszcie, na wypadek, gdyby mieli zacząć panikować w ciemnej grocie oświetlanej tylko latarkami trojga z nich). Grota ma tylko jedno wejście, wyrzucające w drugą stronę zawsze na środek łąki z kwiatkami oraz jedno wyjście, prowadzące do ostatniej, ślepej warstwy, chyba najpiękniejszej z tych trzech. Jest to bezkresny staw porośnięty białymi liliami, z wystającą bezpośrednio z wody altanką na środku. Staw jest zapętlony we wszystkich kierunkach więc nie ma tam czego szukać.
Zajrzenie w każdy kąt tej Ścieżki zajęło nie więcej niż dwie i pół godziny, ale wyszli z niej zmęczeni i dosyć zrezygnowani. Głód i pragnienie też zaczynały dawać im się we znaki... przynajmniej Acce. Z domu zabrała jedynie manierkę z wodą (o jedzeniu zapomniała), ale w letnim upale ubywało jej na tyle szybko, że musiała zacząć oszczędzać.
—Kurcze, nawet mnie nie cieszy, że w końcu zobaczyłem te sławne portale... —mruknął Ryan. —Czemu one są pod tą głupią rzeźbą? —Uchylił się przed ciosem, jaki Hester zamierzała wymierzyć mu w ucho.
Akka spróbowała sobie przypomnieć. Czytała przecież o tym wczoraj... jeśli kiedykolwiek ma zdać egzaminy na eksplorera, musi pamiętać takie rzeczy! Ścieżka pod Pomnikiem była w końcu kolejnym wyjątkiem od reguły, który Wielka Trójka próbowała wyjaśnić...
—Według teorii Juniusa Hahna prawdopodobnie grupka dzieci bawiła się pod Pomnikiem i bardzo chciała odkryć przejście do innego świata. —wytłumaczyła w końcu, starając się doczyścić buty z jaskiniowej mazi. —Ale jak już mówiłam, Efekt Myriady niekoniecznie chce współpracować z teoriami badaczy... zresztą, mnie osobiście te warstwy nie wyglądają na coś, o czego odkryciu mogła marzyć grupka dzieci.
—Bardziej jak miejsce, w którym ktoś chciał się schować przed całym światem.
Wszyscy popatrzyli zaskoczeni na Enikę —Dziewczyna odzywała się naprawdę bardzo rzadko, a tak długie zdanie wypowiedziała chyba pierwszy raz, odkąd Akka ja poznała.
—Taką teorię wysnuła Berry Ban, i na tej podstawie zaklasyfikowała nowy rodzaj ścieżki. —Poinformowała Akka zebranych nie bardzo wiedząc, co mogłaby odpowiedzieć.
—To brzmi strasznie smutno. —Stwierdziła Hester. —Nie jesteście może głodni? Dopóki wiemy, gdzie jest Enika, możemy poprosić ją, żeby nam zrobiła jajecznicę! Enika, zrobisz nam jajecznicę?
Enika się zgodziła. Akka na początku wzbraniała się przed uczestnictwem w posiłku, ale w końcu usiadła między swoimi nowymi kolegami przy ognisku rozpalonym przez Ryana i z miski pożyczonej od Hester jadła jajecznicę zrobioną przez Enikę.
Oczywiście była głodna. Nie jadła nic odkąd wyszła z domu przed świtem.
Właściwie, jeśli ktoś zamierza tu po nich przyjść, miał na to naprawdę wystarczająco dużo czasu...
—To bez sensu. —Westchnął Ryan położywszy się na trawie. —Wiedziałem, że to całe Liceum to taka sama ściema jak... —Nie dokończył.
—To po co tu lazłeś? —Zapytała Hester.
Ryan ją zlekceważył.
—Powinniśmy iść na przystanek, wskoczyć w pierwszy możliwy autobus do centrum miasta i trochę pozwiedzać! —Kontynuował. —Akka jest stąd, więc mamy darmowego przewodnika. Kto jest za?
Hester podniosła rękę.
Akka się wahała... co jeśli coś się stanie, kiedy ich nie będzie?
Nie... miał być świt. Chyba się tylko oszukuje. Nie chce, żeby ostatnia deska ratunku dla jej marzenia...
—Cicho, ktoś tu idzie! —Szepnęła Enika.
Nadstawili uszu, ale nic nie słyszeli... przez pierwsze kilka sekund. Potem ciężki oddech nieznajomego, najwyraźniej wspinającego się na wzniesienie, stał się słyszalny. Kroki jednak nadal nie.
—Ty to masz jednak dobry słuch jak na kogoś, kto nie istnieje. —Stwierdził Ryan i został za to trzepnięty w ucho dokładnie w tym samym momencie, kiedy postać stała się także widoczna.
Nic dziwnego, że nie było słychać jej kroków, bo szła boso. Ponadto miała zupełnie czarne włosy, skórę w kolorze karmelu, a ubrana była w luźny strój w białego, cienkiego płótna odsłaniający brzuch, ramiona i kolana. Dzień zaczął się dobrych kilka godzin temu i słońce już przygrzewało, ale jeśli była tak ubrana od samego rana... Acce zrobiło się zimno na samą myśl.
Przez bardzo krótki moment Akka pomyślała, że może to właśnie jest przedstawicielka legendarnej szkoły. W końcu tak niesamowity wygląd, jakby przyszła z innego świata... ale w następnej chwili zauważyła, że przybyszka jest w ich wieku i przypomniała sobie, że przecież widziała już takie stroje. Ekstremalnie rzadko i w większości na zdjęciach i rycinach, ale widziała.
—O ja cię, prawdziwa Bukhanka! —skomentował Ryan, wpierw odsunąwszy się przezornie od Hester.
Nowo przybyła popatrzyła na niego ze starannie wyważoną mieszanką obojętności i zniesmaczenia. Po chwili jednak jej twarz złagodniała, jakby zmieniła zdanie na jakiś temat.
—Czy to jest Pomnik Tych, Którzy Odeszli? —Ruchem głowy wskazała na posąg, od którego byli oddaleni o jakieś dwadzieścia metrów. Akka pomyślała, że ze swoją urodą, wyprostowaną mimo wspinaczki postawą i tchnącą szczególnym spokojem, dumnie podniesioną głową nieznajoma mogłaby uchodzić za jedną z postaci, które przedstawiał... przez całe życie wiele słyszała o Bukhu. Jest to swojego rodzaju fenomen – ogromne miasto wykute z białego kamienia, wynurzające się bezpośrednio w południowego morza kilka kilometrów od brzegu. Zamieszkuje je naród ludzi ceniących sobie ponad wszystko intelekt, zdolności krasomówcze oraz siłę fizyczną i psychiczną a także rozmiłowany w morzu... kiedy pierwszy raz o nich usłyszała, jej wyobrażenie o nich wyglądało niemal dokładnie jak stojąca przed nią dziewczyna.
Która nadal cierpliwie czekała na odpowiedź.
—Tak. —Odparła. —To tutaj.
Bukhanka powoli pokiwała głową.
—Czy wy też przybyliście tutaj, aby odmienić wasze życie? — Jej głos był rzeczowy, sugerujący, że jedyne, na czym jej w życiu zależy, to informacja... Akka mówiła podobnie, kiedy chciała się dowiedzieć, czy może poprawiać egzamin. To wydawało się niedoszłej przyszłej eksplorerce dziwne. Bukhanie są znani z, eleganckiej i przemyślanej, ale jednak, bezpośredniości... przynajmniej tym się szczycą.
Nie potrafiła też sobie wyobrazić Bukhańczyka muszącego poprawiać egzamin.
—No, można by tak powiedzieć. —tym razem odezwał się Ryan. —Tylko widzisz, jest problem, bo legenda która o tym mówi okazała się być o kant dupy rozbić. Właśnie mieliśmy zamiar się stąd zmywać. Chcesz iść z nami?
Spokój bijący od dziewczyny wyparował w jednej chwili.
To były drobne zmiany – otwarła szerzej oczy, zacisnęła dłonie w pięści, zaczęła oddychać szybciej i głośniej.
—Umysł mędrca jest w stanie jak łagodna fala opłynąć przeszkodę. —wycedziła przez zęby. —Umysł mędrca jest w stanie jak łagodna fala opłynąć przeszkodę. Umysł mędrca jest w stanie...
—Fajny frazes. —Rzucił Ryan. —Powiem go moim dzieciom, jak jakieś będę miał... ej, za co!? Przecież ją pochwaliłem!
Bukhanka jeszcze kilka razy powtórzyła sentencję i to ją widocznie uspokoiło.
Ją też coś tu sprowadza... przez pół świata. Akka zastanawiała się, co.
—To co, idziemy na przystanek? —Jedyny chłopak w towarzystwie nie zamierzał odpuścić.
Hester zmrużyła oczy, jakby zastanawiała się nad czymś niezwykle ważnym.
—Ja bym się jeszcze napiła herbaty. —Oznajmiła po jakimś czasie.
—Widziałam strumień niedaleko. Pójdę po wodę. —Zaoferowała się... jak ona właściwie ma na imię?
—Przepraszam... —Powiedziała Akka, zanim nieznajoma zdążyła się oddalić. —Jestem Akka, a ty? —Wyciągnęła w stronę Bukhanki rękę. Wydawało jej się, że przybyszka z dalekich stron nie została powitana tak, jak na to zasługiwała po zapewne długiej i ciężkiej podróży, zakończonej w dodatku tak ogromnym rozczarowaniem.
—Naia Boccia. —Dziewczyna powoli uścisnęła jej dłoń. —Zaraz wracam.
To powiedziawszy, odeszła w stronę, gdzie widocznie wcześniej znalazła strumień.
Kiedy zniknęła za wzniesieniem, Akka westchnęła cicho. A więc z jej marzeń nic nie wyszło... żegnaj, Efekcie Myriady, żegnaj, zawodzie eksplorera! No cóż, ona przynajmniej wróci do domu autobusem i zajmie jej to najwyżej godzinę, jej nowo poznani koledzy będą musieli udać się w długą drogę powrotną ze świadomością, że przybyli tu po nic. W dodatku pewnie z poważniejszych powodów, niż trudności w szkole...
***
Naia wolała przez chwilę być sama. Nie była pewna, czy będzie w stanie powstrzymać się od krzyku, płaczu a nawet zniszczenia czegoś w zasięgu jej rąk. A przecież w obecności innych ludzi nie mogła pokazać tak ogromnej słabości swojego charakteru!
Było jej naprawdę ciężko —Postawiła całe swoje życie na tę jedną, niepewną szansę, a ta okazała się być kłamstwem! Ale czego mogła się spodziewać! "Jak płyniesz tam, gdzie prawie na pewno nie ma słodkich wodorostów, to, no... nie powinno cię to dziwić, jak faktycznie ich tam nie będzie" —Mawiał Cirtak.
Co ją skłoniło do uwierzenia w tę bzdurę? Czar i życzliwość tamtej kobiety, czy może założenie, że nikt nie jest tak okrutny, by bez powodu okłamywać kogoś, kto...
Nie wolno jej o tym myśleć. Być może to nie było okrucieństwo, a sposób na oderwanie Naii od Bukhu i wszystkiego, co tam zostało? Kłamstwo jest czasem narzędziem litości...
Nie może zupełnie tracić nadziei. Myriada to ogromne miasto, na pewno uda jej się tutaj ułożyć sobie życie. A jeśli nie, to powędruje dalej, na Równiny, albo nawet w Wysokie Góry. Wróci po swoją łódkę. Poradzi sobie.
Szum wody działał na nią kojąco. Przypominał o domu. Znalazła miejsce, w którym strumień był na tyle głęboki, żeby móc nabrać czystej wody bez mułu i przypomniała sobie, że nie zabrała ze sobą żadnego naczynia. Sama nie nosiła takiego w swoim bagażu -nie potrzebowała ciepłej wody. Już miała się wracać, kiedy jej uwagę zwrócił szelest między kępami wierzb po drugiej stronie potoku. Podeszła bliżej, żeby sprawdzić, co to...
Między krzakami stał koń i pił wodę. Niby zwyczajna sprawa, ale jednak dwie rzeczy wydały się Naii podejrzane: po pierwsze, koń wyglądał jak parszywa chabeta nadająca się już tylko do rzeźni, mimo to stał pewnie na własnych nogach, energicznie przebierał kopytami a nawet był osiodłany. Po drugie, jego uprząż wyglądała inaczej niż jakakolwiek, którą Naia widziała po drodze. Więc jego właściciel prawdopodobnie nie jest stąd... Nie potrafiła wyjaśnić, co skłoniło ją do przeskoczenia przez strumień w poszukiwaniu jeźdźca tak brzydkiego wierzchowca. Być może zwykła ciekawość, która przecież jest cnotą mędrca, choć przywarą głupca, a być może nikła nadzieja, że gbur spod pomnika się mylił i właśnie znalazła tego, kto ma odmienić jej życie?
Kiedy go zobaczyła, leżał na trawie z rękoma założonymi pod głową. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak spory głaz narzutowy -był potężnie zbudowany, skórę miał pociemniałą jak marynarze wracający z dalekich morskich wypraw i gdyby nie smętne szare odzienie które okrywało jego ciało zamiast szlachetnej tuniki mógłby być wzięty za Bukhańskiego rybaka. To jeszcze bardziej ośmieliło Naię – w końcu swoich rodaków nie widziała od tak dawna! –podeszła więc jeszcze bliżej, wreszcie tak blisko, że patrzyła z góry na jego twarz. Miał kręcone włosy i grube brwi, mocną szczękę pokrytą krótką szczeciną i cerę tak pociemniałą, tak poznaczoną bliznami... Ile mógł mieć lat? Ile lat musiał spędzić na pełnym morzu, żeby tak wyglądać? Ale coś jej nie pasowało. Pełne, gładkie usta i przymknięte oczy wyglądały, jakby należały do dopiero co wchodzącego w dorosłość chłopca. A więc?
"Ile lat już żyjesz? I kim jesteś?" -zadała w myślach pytanie śpiącemu i w tym samym momencie zauważyła, że on wcale nie śpi, ma tylko przymrużone oczy... które nagle otworzył.
—Możesz się przesunąć? Zasłaniasz mi słońce.
Wtedy poczuła, że w tych stronach tak bardzo odległych od Bukhu w końcu odnalazła bratnią duszę.
—Znasz Thaviurtę! —Postarała się, żeby jej głos nie brzmiał zbyt emocjonalnie. Thaviurta uczył przecież, że "Zbyt wiele emocji oddala człowieka od gruntu, do którego przynależy". A chciała zrobić jak najlepsze pierwsze wrażenie...
Na twarzy nieznajomego odmalowało się bezbrzeżne zdziwienie.
—Nie, skąd ten pomysł? —Zapytał, a w jego głosie nie pobrzmiewała nawet nutka ironii, sprytu czy tajemniczości... —W zasadzie nawet nie wiem, co to jest tawiurta.
Czar prysł. Naia poczuła, jak nagle ponownie wzbiera w niej wściekłość. Nie wiedziała, czy kto sobie z niej kpi – nieznajomy czy sam los – ale...
—CO to jest Thaviurta!? Thaviurta to wielki myśliciel, twórca filozofii ziemi, bazującej na sceptycyzmie, wyciszeniu i prostocie!! Przed chwilą go zacytowałeś, słowo w słowo!
Wyraz twarzy człowieka, który wzbudził w niej tyle emocji, praktycznie się nie zmienił.
—Nikogo nie cytowałem, poprosiłem tylko, żebyś się przesunęła, bo chcę jeszcze popatrzeć na słońce. Rzadko je widuję... A, zresztą. I tak powinienem wstać, już trochę boli mnie głowa od tego patrzenia.
To powiedziawszy, podniósł się do pozycji siedzącej i przez moment zastygł z zaciśniętymi mocno powiekami.
— Chyba jestem chory. — Jęknął.
Naii chwilę zajęło, zanim zrozumiała, czego właśnie jest świadkiem.
Czy on...
— Jak długo gapiłeś się w słońce?
Spojrzał na nią kompletnie otępiałym wzrokiem.
— Nie wiem... chyba długo. Pewnie nie powinienem, co?
Nie, to nie mogła być prawda... To znaczy, oczywiście mogła być. Głupcy istnieją, a poza Bukhu chodzą sobie niepilnowani. Może ten tutaj uciekł spod skrzydeł swoich opiekunów? Ale chyba byłoby o tym głośniej... widocznie tylko wygląda jak Bukhańczyk.
Pomyślała, że to doprawdy ironia losu. Kolejny raz, jak powiedzieliby ci, którym chciała się sprzeciwić. Wyobraziła sobie ich triumfalne uśmiechy i aż w niej zawrzało.
— Nie powinieneś. — Odburknęła.
W tym momencie wstał. Był ogromny... może nie wyższy od tamtego Ryana, ale o wiele, wiele mniej patykowaty. Uświadomiła sobie, że może właśnie popełniła fatalny błąd – mały umysł i wielkie ciało to najniebezpieczniejsze połączenie. Tacy bywają agresywni i mają bardzo, bardzo kruche...
— Przepraszam. — Powiedział. — To znaczy... bo wyglądasz na zdenerwowaną. Czymś cię pewnie obraziłem... mogę ci to jakoś wynagrodzić?
Tego się nie spodziewała. W duchu odetchnęła z ulgą.
W pierwszej chwili chciała powiedzieć "Nie", ale przypomniała sobie, po co tu tak naprawdę przyszła.
—Masz jakieś wiadro? — Zapytała idealnie obojętnym, bezpiecznie neutralnym tonem.
Miał. Zaoferował, że może je zanieść tam, gdzie Naia zechce. Zgodziła się, bo czemu nie.
Myślała, że może przed opuszczeniem obozowiska zbierze wszystkie rzeczy, które wokół niego leżały... ale nie. Jedyne, co zrobił, to chwycił ze sterty szmat, którą wcześniej miał pod głową coś, co okazało się niezwykle długim szalem, i owinął sobie głowę wraz z dolną cześcią twarzy. Gest wyglądał na powtarzany tak często, że stał się odruchem. Po co to robi? Wiedziała, że w gorętszych, pustynnych regionach południowych równin ludzie chronią się w ten sposób przed piaskiem... ale tutaj nie miało to żadnego sensu.
Najwyraźniej nieznajomy nigdy nie słyszał o czymś takim, jak sens.
Potem poszedł za nią, nawet nie uwiązawszy wcześniej konia. Nie zamierzała mu zwracać na to uwagi. "Cierpienie głupca niegodne jest współczucia". Jeśli ta chabeta mu ucieknie, będzie to tylko i wyłącznie jego problem!
***
—... I dla ciebie. —Hester podała ostatni kubek herbaty kolejnemu nowemu przybyszowi, który przyszedł tu za Naią, niosąc wiadro wody. Ten przyjął dar z wdzięcznością i bez żadnych pytań, wcześniej tylko odsłaniając usta, które wcześniej ukrywał pod szalem.
O nich też się uczyli w szkole. I podczas mów Strażników Pamięci... przynajmniej, jeśli to faktycznie jeden z nich. Może imię coś by jej powiedziało – podobno sam ich dźwięk dotąd jeszcze przyprawia rodowitych Myriadańczyków o nieprzyjemne dreszcze. Co jest znacznym wyolbrzymieniem – imię Warluby wymienia się przecież tak często, a nikt się go nie boi.
Akka nie do końca rozumiała, dlaczego żadne z jej nowych znajomych nie jest zainteresowane imionami ludzi, których właśnie spotkało...
—Powiedz, jak masz na imię? —Doszła do wniosku, że jeśli ona o to nie zapyta, to nikt tego nie zrobi. —Ja jestem Akka.
—Jestem Acheron, syn Drumy, Pierwszego Wartownika Filo. —Mężczyzna lekko uniósł głowę, kiedy wypowiadał te słowa.
Cóż, to imię też nie wydawało się specjalnie przerażające. Ale tak, to jeden z nich. Wartownicy są tylko w jednym miejscu na świecie. I chyba nie powinni mieć dzieci... widocznie coś źle zapamiętała.
—Długie imię. —Stwierdził Ryan. —Gdzie takie dają?
Hester popatrzyła na niego z politowaniem.
—Co ty, jakiś głupi jesteś? On jest znad Starego Morza! —Rzuciła Acheronowi spojrzenie pełne zachwytu. —Tam gdzie te potwory i wszystko! Ty też przyszedłeś tu odmienić swoje życie, jak Naia?
Naia spiorunowała Hester wzrokiem, jakby samo porównanie jej do Acherona było zbrodnią. Akka od początku zauważyła, że Bukhanka niekoniecznie darzy tego człowieka sympatią.
— Dobra, wiem. To był żart. — Prychnął Ryan. — A może po prostu chce iść do szkoły, jak my? —Obrócił w palcach zerwane źdźbło trawy. —Hę? Co nam powiesz, synu Drumy?
—Nie do końca wiem, o czym mówicie. —Odparł Nadmorzanin. —Zwyczajem moich poprzedników podróżuję na południe, żeby wrócić gotowym do pełnienia służby.
—Służby!? —Hester o mało nie udławiła się herbatą. — To ty jesteś jednym z tych, no... Którym? Możesz powiedzieć coś więcej?
—Przestań, bo się zapowietrzysz. Tylko przyszłych Wartowników wysyła się na południe. — Akka była absolutnie pewna, że lekceważenie Ryana jest udawane. Sama ledwie przyswajała fakt, że siedzi obok niej przyszły Wartownik. —No już, pijcie tę herbatę szybciej, bo już słyszę autobus!
Faktycznie, gdzieś z oddali dało się słyszeć warkot niedający się pomylić z niczym innym. Silniki Myriadańskich autobusów hałasowały w sposób bardzo charakterystyczny.
—I tak nie zdążymy się spakować, zanim toto odjedzie. —Zauważyła Hester.
Ryan spojrzał na nią groźnie.
—To. Lepiej. Się. Pospiesz. Nie mam zamiaru sterczeć na tym zadupiu ani chwili dłużej.
Nawet podczas próbnych ewakuacji z warstwy na zaliczenie Akka nie widziała, żeby ktoś pakował się tak szybko, jak Ryan w tamtym momencie. Hester, marudząc, starała się za nim nadążyć, Enika... Enika po prostu w pewnym momencie odezwała się, że jest gotowa, czym zaskoczyła wszystkich obecnych, Naia nie musiała się pakować, natomiast Acheron...
—Pójdę z wami. —Stwierdził. —Hatri popilnuje moich rzeczy. Hatri to mój koń. —Doprecyzował.
Akka zauważyła, że Naia przewraca oczami.
Popędzili w stronę przystanku w tej samej chwili, kiedy usłyszeli, że autobus się zatrzymał.
Acce tylko przemknęło przez myśl, że przecież o tej porze żaden się tu nie zatrzymuje...
Wtedy go zobaczyli. To nie był autobus Myriadańskiego Transportu Publicznego. Tamte były zawsze czerwone, a ten... no, nie był.
Przez zakurzone okna nie było wiele widać, ale zdawał się wypełniony czymś więcej niż siedzeniami...
I kiedy drzwi się otworzyły, wysiadła z niego jakaś kobieta. W mundurze. Akka nie miała pojęcia, czyj to mundur – poza tym, że nie znała się na mundurach, ten konkretny nie miał nawet żadnych oznakowań. Fryzurę za to rozpoznała – jasne włosy były ścięte do ramion, z wyjątkeim tych zaplecionych w długie, cienkie warkocze i ozdobionych koralikami ze szkła – to chyba tradycyjne uczesanie Śniących... z północy albo z południa. Na to, że to przedstawicielka magicznego gatunku zza gór wskazywały też odrobinę zbyt duże oczy. Miała minę jak ludzie, którzy bardzo lubią wstawać o poranku i cieszą się z pięknego dnia. Mniej tajemniczą i uduchowioną, niż by się można spodziewać.
Za nią z pojazdu wytoczył się sprawiający dużo mniej szczęśliwe wrażenie brodacz w kapeluszu, trzymający w jednej dłoni laskę zakończoną kawałkiem kwarcu. Akka rozpoznała w nim Strażnika Magii. Czyli Wysokie Góry... wyglądało na to, że pod Pomnik Tych, Którzy Odeszli postanowili się nagle zjechać ludzie z całego świata. Jeszcze tylko Ditirichu tu brakuje...
Zupełnie poważnie spodziewała się, że przedstawiciel tego koszmarnego państwa pojawi się jako następny, ale zamiast tego z wnętrza autobusu wyłonił się od stóp do głów spowity w czerń posępny, długowłosy dryblas z opaską na jednym oku. Właściwie mieszkaniec Ditirichu mógłby tak wyglądać... w każdym razie nie przypominał stereotypowego Ditirichijczyka ani Starego Porządku, ani Hirukenów. Trudno powiedzieć, kogo przypominał.
Szli w ich stronę.
Akka wyjątkowo późno zorientowała się, co to oznacza.
Już właściwie zdążyła stracić nadzieję. A teraz...
Serce zaczęło jej bić szybciej i czuła, że się czerwieni.
—Rozumiem, że chcecie się uczyć w liceum numer trzynaście? — Odezwał się do nich dryblas niskim, głębokim głosem.
—My... —Zaczęła Akka.
—No nareszcie!! —Wszedł jej w słowo Ryan, wyrzucając obie ręce w górę dramatycznym gestem. —Już mieliśmy sobie stąd iść! Czy TO waszym zdaniem jest ŚWIT!? —Obiema dłońmi wskazał na słońce, stojące już wysoko nad horyzontem.
Śniąca i Strażnik Magii niemal jednocześnie odruchowo obejrzeli się w tamtą stronę, a później w równie zgrany sposób zwrócili oczy na swojego towarzysza. Wyglądało na to, że od niego oczekiwali wyjaśnień.
Ten uśmiechnął się kpiąco i wzruszył ramionami.
—Musieliśmy sprawdzić, czy jesteście naprawdę zdeterminowani.